Promotorzy energetyki jądrowej podkreślają, że stanowi ona dobrą
odpowiedź na walkę z globalnym ociepleniem. Doświadczenia USA i krajów
Europy Zachodniej pokazują jednak, że jest dokładnie na odwrót. Elektrownie atomowe nie dość, że często stają się bezużyteczne w okresach upałów, to na dodatek pogłębiają problem globalnego ocieplenia.
Susze i
upały wiele razy były przyczyną wstrzymania pracy elektrowni atomowych.
Zakłady te usytuowane są nad zbiornikami wodnymi, aby pobierana z nich
woda mogła schładzać reaktory. Gdy panuje susza zbiorniki często mają
zbyt nisko poziom, by elektrownia mogła pobrać wodę lub też
ich temperatura jest zbyt wysoka, by mogły skutecznie schładzać
reaktory. Dodatkowo spuszczana z powrotem do zbiornika woda jeszcze
bardziej ogrzewa jego temperaturę przyczyniając się do degradacji
wodnego ekosystemu. Dotyczy to także elektrowni usytuowanych nad morzem.
W tym roku zdarzenie takie miało miejsce w nadmorskim zakładzie Millstone w USA.
W takich sytuacjach kraj stoi przed wyborem: Albo wyłączyć elektrownię i importować energię z zagranicy, co wiąże się z kosztami, albo zezwolić na jej pracę ze złamaniem dopuszczalnych norm ze szkodą dla środowiska. W 2009 Francja musiała
importować energię z Wielkiej Brytanii, gdy czasowo utraciła 30% energii
generowanej przez swoje elektrownie atomowe.
Nazywanie energetyki jądrowej "ekologiczną" jest chwytem marketingowym, który zupełnie nie odpowiada rzeczywistości. Elektrownie atomowe nie tylko nie zdają egzaminu w kwestii walki z ociepleniem klimatu, ale także emitują do środowiska substancje radioaktywne w czasie rutynowego funkcjonowania. Kopalnie uranu są natomiast przyczyną skażenia środowiska na dużą skalę.