BYŁY GUBERNATOR FUKUSHIMY: ZANIEDBANIA TEPCO I WŁADZ DOPROWADZIŁY DO KATASTROFY JĄDROWEJ


Przemówienie byłego gubernatora Fukushimy - Sato Eisaku (21 kwietnia 2011):

Nazywam się Sato Eisaku i byłem gubernatorem prefektury Fukushima. W tym roku upłynęło 40 lat od zbudowania elektrowni jądrowej Fukushima Daiichi. Przez prawie połowę tego czasu – 18 lat – jako gubernator zajmowałem się różnymi problemami, które ta elektrownia powodowała.

以前、福島県知事をしておりました、佐藤栄佐久と申します。
福島第一原発は、できてから今年でちょうど、40年になるところでした。
そのうち18年、約半分の期間、私は知事として、原発が次々巻き起こした問題に取り組みました。


My name is Sato Eisaku, I was previously the governor of Fukushima prefecture.
This year marks the 40th anniversary since the Fukushima Daiichi nuclear power plant was built. For about half of that time - 18 years - I dealt as governor with all manner of problems arising from the nuclear plant.

More:  http://eisaku-sato.jp/blg/2011/04/000052.html

Wierzę, że obecna katastrofa musiała się wydarzyć. Wcale nie była poza wszelkim wyobrażeniem. To nie było zdarzenie typu „Black Swan” [zaskakujące dla obserwatora zdarzenie, które ma poważne skutki i które po fakcie jest racjonalizowane tak, jakby było do przewidzenia, ponieważ wszystkie potrzebne do tego dane były dostępne, chociaż nie były brane pod uwagę w istniejących programach ograniczania ryzyka. Teorię „Black Swan” stworzył Nassim Nicholas Taleb. przyp. tł.]


Dzisiaj chciałbym wyjaśnić, czemu nie można było zapobiec takiej katastrofie. Chciałbym też wskazać, jaką strategię w sprawie wytwarzania energii jądrowej Japonia powinna przyjąć w przyszłości.

Będę mówił krótko, tak byśmy mogli usłyszeć jak najwięcej pytań z sali.

Dzisiaj będę mówił tylko o sprawach dotyczących elektrowni jądrowej. Jest dużo innych kwestii, które chciałbym poruszyć, ale zajęłoby to co najmniej 3,5 godziny. Dla tych z Państwa, którzy są zainteresowani, przyniosłem egzemplarze mojej książki. Będzie można je nabyć i przeczytać później.

Przejdźmy do sedna. Czemu uważam, że obecnej katastrofie można było zapobiec? Pierwszy z powodów bazuje na wypadku, który miał miejsce w czerwcu 2010 r. Tak naprawdę, ten konkretny wypadek jest prawie identyczny z tym, który zdarzył się w Fukushimie Daiichi w marcu 2011 r.

Incydent miał miejsce 17 czerwca 2010 r. Z jakiegoś powodu doszło do awarii prądu w drugim reaktorze elektrowni Fukushima Daiichi i pompy przestały dostarczać wodę do reaktora. Kiedy system chłodzenia przestał działać, woda w reaktorze zaczęła parować. Tak jak w 2011 r. ryzykowaliśmy odsłonięcie prętów paliwowych i ich stopienie, co mogłoby doprowadzić do najgorszej możliwej sytuacji. Według TEPCO, awaryjne generatory Diesla zaczęły pracę, a operatorzy byli w stanie ręcznie zrestartować pompy i system chłodzenia.

Mniej niż rok temu [w 2010 r., przyp. tł.] TEPCO miało próbę, choć niezamierzoną, przed tym co zdarzyłoby się podczas przerwy w dostawie prądu. Ta awaria powinna była zmusić ich do rozważenia sytuacji, w której generatory awaryjne również przestałyby działać.

Można było wysnuć wnioski z tego jednostkowego doświadczenia i stworzyć plany bezpieczniejszego źródła energii elektrycznej.

To pierwszy powód, dla którego uważam, że obecnej katastrofie można było zapobiec.

Po drugie, japońska polityka dotycząca energetyki jądrowej przez długi czas nie doceniała zagrożenia ze strony trzęsień ziemi.

Nie będę wchodził w szczegóły, ale specjaliści, tacy jak Ishibashi Katsuhiko, emerytowany profesor Uniwersytetu Kobe, wielokrotnie ostrzegali, że standardy wytrzymałości na wypadek trzęsienia ziemi były zdecydowanie zbyt niskie, jeżeli weźmie się pod uwagę ostatnie badania na polu sejsmologii.

Reaktory jądrowe zatrzymały się automatycznie podczas trzęsienia ziemi 11 marca. Budynki elektrowni pozostały nietknięte, przynajmniej początkowo. Skłoniło to niektóre osoby do stwierdzenia, że jest to dowód na „trzęsienio-odporność” japońskich elektrowni. Jednak profesor Ishibashi raz za razem ostrzegał, że kiedy występuje silne trzęsienie ziemi, wszystko może pójść nie tak. Uszkodzenia nawarstwiają się i kumulują, aż w końcu mamy do czynienia z sytuacją, która wymyka się spod kontroli.

Jak wiadomo, w trakcie obecnej katastrofy, elektrownie jądrowe utraciły zupełnie dostęp do energii elektrycznej. Wynikiem tego były eksplozje wodoru, które sprawiły, że opanowanie sytuacji stało się niezwykle trudne. Fakt, że elektrownie wytrzymały początkowy szok związany z trzęsieniem ziemi to marne pocieszenie.

Pięć lat temu profesor Ishibashi był członkiem rządowego komitetu mającego za zadanie rewizję standardów wytrzymałości elektrowni jądrowych w Japonii na wypadek trzęsienia ziemi. Szybko uświadomił sobie jednak, że mimo że rząd mówił o wprowadzeniu „bardziej restrykcyjnych standardów”, miały być one ustalone na poziomie na tyle niskim, by istniejące elektrownie mogły dalej działać. W akcie protestu profesor zrezygnował z członkostwa w komitecie.

Innymi słowy, osoby odpowiedzialne zlekceważyły liczne i realne zagrożenia wynikające z trzęsień ziemi, szczególnie tych silnych. Co więcej, w czerwcu zeszłego roku [2010 r.] TEPCO poznało przedsmak horroru, który mógłby się zdarzyć, jeżeli doszłoby do awarii i przerwy w dostawie prądu.

Biorąc pod uwagę te dwa fakty, doszedłem do wniosku, że katastrofy w Fukushimie Daiichi można było zapobiec. Wystarczyło tylko przenieść generatory awaryjne w miejsce będące poza zasięgiem fali tsunami.

Dlaczego więc rząd i przedsiębiorstwa energetyczne nie były dostatecznie dobrze przygotowane na wypadek tych zagrożeń?

Nie podjęły żadnych działań, bo po prostu „nie sądziły, że może nie być bezpiecznie”.

Jeżeli chce się wykorzystywać tak potwornie niebezpieczną rzecz, jak energia jądrowa, to jest oczywiste, że powinno się być przygotowanym na wszelkie ewentualności. Ale już wskazanie, że mogą istnieć jakiekolwiek zagrożenia było uznane za tabu. Taka była dominująca tendencja.

Japońska polityka dotycząca energetyki jądrowej oparta była na innych założeniach. Ich logika była następująca: Wytwarzanie energii jądrowej jest absolutną koniecznością. Więc wytwarzanie energii jądrowej musi wyglądać na absolutnie bezpieczne.

Wszyscy krytykują TEPCO za to, że ukrywało liczne usterki. Pytanie brzmi: czy sytuacja wyglądałaby lepiej, gdyby wymieniono całe kierownictwo firmy?

Inni twierdzą, że Agencja Bezpieczeństwa Jądrowego i Przemysłowego [Nuclear and Industrial Safety Agency] nie powinna być pod kontrolą METI (Ministerstwa Gospodarki, Handlu i Przemysłu). Agencja powinna być niezależna. Ale czy dzięki temu sytuacja się poprawi?

Według mnie, obie te sugestie nie doprowadziłyby do poprawy sytuacji.

Popatrzmy: liczne awarie i pęknięcia były odkrywane w reaktorach Fukushima Daiichi i Daini w przeszłości. Ale raporty z tych inspekcji były fałszowane i przedstawiane tak, jakby nic się nie stało. Te działania wyszły na jaw w sierpniu 2002 r. W tamtym czasie ówczesny prezes, prezes rady nadzorczej, wiceprezes i dwóch byłych prezesów, którzy wtedy mieli status doradców – te pięć osób wzięło na siebie odpowiedzialność i ustąpiło ze stanowiska. Jeden z tych doradców był byłym prezesem Keidanrenu, ważną osobą w kręgach biznesu w Japonii. Jeżeli uważacie Państwo, że powinni byli wymienić kierownictwo, to TEPCO już coś takiego zrobiło. I mimo tego doszło do katastrofy.

„Dla wytwarzania energii elektrycznej potrzebnej japońskiej gospodarce, niezbędna jest energetyka jądrowa. Jeżeli Japonia będzie składowała zbyt dużo plutonu wytworzonego ze spalania paliwa jądrowego, wywoła to zaniepokojenie zagranicą. Japonia musi więc przetwarzać swoje paliwo jądrowe.”

Innymi słowy, istnieje bardzo sztywny sposób myślenia, w którym jeden absolut wiedzie do kolejnego i w końcu prowadzi do ekstremalnych konsekwencji.

Ci, którzy, podobnie jak ja, twierdzą, że energia jądrowa jest niebezpieczna, są traktowani jak wrogowie państwa. To naprawdę przerażająca logika, prawda? Ktokolwiek by nie próbował, członek parlamentu czy gubernator, nikomu nie udało się wygrać wobec takiej logiki.

Kiedy zostanie stworzona absolutna logika, która nie znosi krytycyzmu, wszelkie próby rzetelnego mierzenia i radzenia sobie z ryzykiem są tępione.

Co gorsza, ludzie sami się oszukują, wierząc, że ukrywanie faktów i udawanie, że wszystko jest w porządku, to jakaś szczytna Sprawa, postawa absolutnie słuszna. Ponieważ promowanie energii jądrowej leży w interesie całego narodu.

W takiej sytuacji, niezależnie od tego jak dużo danych się przedstawi albo jak często jesteśmy zapewniani o bezpieczeństwie, nie będziemy czuć się bezpiecznie. Bo poczucie bezpieczeństwa to nie nauka ścisła. Poczucie bezpieczeństwa wypływa z zaufania – czy nie mam racji? Jeżeli społeczeństwo nie może ufać tym którzy są odpowiedzialni za elektrownie jądrowe, nie ma poczucia bezpieczeństwa.

Nie mówię, że musimy wyłączyć wszystkie istniejące elektrownie jądrowe. Ale teraz, kiedy społeczne zaufanie wobec energii jądrowej legło w gruzach, nie można kontynuować starej polityki dotyczącej energetyki jądrowej.

Na koniec chciałbym przedstawić swoją wizję zmian w polityce dotyczącej energetyki jądrowej.

Istnieje organizacja o nazwie Komisja Bezpieczeństwa Jądrowego (Nuclear Safety Commission), która ustala ramy działania elektrowni jądrowych. Jej kompetencje, przynajmniej oficjalnie, są znaczące. Ale w rzeczywistości jest ona niewiele więcej niż pustą skorupą i nie wykonuje istotnej pracy. Pierwszym krokiem jest więc uczynienie z komisji całkowicie niezależnej organizacji i wybieranie jej członków bezpośrednio przez społeczeństwo. Gdyby moją propozycję przyjęto, zgłaszam swoją kandydaturę na członka komisji.

Kiedy w Niemczech czy Francji tworzy się politykę dot. energii jądrowej, dyskusje trwają latami. Na każdym etapie tego procesu istnieją środki, dzięki którym wola społeczeństwa może być uwzględniona.

Rząd i przedsiębiorstwa energetyczne zapewne odpowiedzą, że japońska gospodarka nie może czekać na wyniki tak powolnego procesu. To właśnie rezultat podejścia, według którego „energia jądrowa jest absolutnie niezbędna więc elektrownie jądrowe są absolutnie bezpieczne”. To podejście prowadzi do „nuklearnego absolutyzmu”, o którym dzisiaj mówiłem.

To, czego dziś potrzebujemy, to zbudowanie poczucia bezpieczeństwa opartego na zaufaniu. Poczucia bezpieczeństwa nie bazującego na danych i ryzach papieru, ale zbudowanego w wyniku długiego i gruntownego procesu z udziałem społeczeństwa.

To jest test japońskiej demokracji.

Musimy stworzyć perfekcyjne ramy dla działania elektrowni jądrowych w Japonii. Ramy, które sprawią, że ludzie na całym świecie poczują się bezpiecznie. Jeżeli tego nie zrobimy – i podkreślam to z całą mocą – obcokrajowcy i pieniądze z zagranicy nie będą więcej przybywać do Japonii. Japonia zniszczy swoją własną gospodarkę tylko po to, by ocalić swoje istniejące elektrownie jądrowe.

Pytam: Czy to jest właściwy sposób okazania naszego szacunku tysiącom ofiar tsunami, dziesiątkom i setkom tysięcy tych, którzy stracili swoje domy? Ci, którzy biorą udział w procesie tworzenia polityki dot. energetyki jądrowej powinni dobrze rozważyć to pytanie.

To wszystko, co miałem do powiedzenia.